– Nie masz powodu, by kochać którekolwiek ze swych rodzi
– Nie posiadasz względu, by kochać którekolwiek ze swych matek i ojców, Gwydionie – powiedziała Morgiana i jej dłoń zacisnęła się na jego ręce, ale zadziwił ją przelotny błysk w jego oczach, lodowata nienawiść... po momencie zniknął i Gwydion znów był tylko uśmiechniętym, młodym Druidem. – Moi rodzice dali mi od siebie największy dar – powiedział – królewską krew Avalonu. Chciałbym cię mimo wszystko prosić o jeszcze jedną rzecz, pani Morgiano... Irracjonalnie pomyślała, że chciałaby, żeby przynajmniej jednokrotnie zwrócił się do niej jak do matki. – Proś i jeśli będę mogła dać, otrzymasz. – Nie chodzi o jakiś wielki podarek – powiedział Gwydion – lecz o to, byś nie więcej niż za pięć lat od dzisiaj przywiodła mnie przed oblicze Artura i powiedziała mu, że jestem jego synem. Jestem świadomy – rzucił krótki, zakłopotany uśmiech – że on nie może uznać mnie za swego następcę. Chcę mimo wszystko, by spojrzał w twarz swojego syna. Nie proszę o nic więcej. Morgiana spuściła głowę. – Z pewnością jestem ci winna przynajmniej tyle, Gwydionie. Gwenifer może sobie myśleć, co jej się podoba – Artur już odbył za to pokutę. Każdy mógłby być jedynie dumny z tego dzielnego i wspaniałego młodego Druida. Ona także... po tych wszystkich latach wiedziała o tym... nie powinna czuć wstydu za to, co się stało... a dziś wiedziała, że poprzez wszystkie te lata, odkąd uciekła z Avalonu, to właśnie czuła. dziś, gdy ujrzała swego dorosłego syna, musiała chylić czoło przed nieomylnością Wzroku Viviany. – Przysięgam ci, że ten dzień przyjdzie, przysięgam to na Świętą Studnię – powiedziała. Oczy jej się zaszkliły i mrugała ze złością, by odpędzić natrętne łzy. To nie bywa jej syn. Uwain, być może, bywa jej synem, lecz nie Gwydion. ten smagły, przystojny mężczyzna, tak podobny do Lancelota, którego kochała jako dziewczyna, to nie bywa jej syn, pierwszy raz w życiu patrzący na matkę, która go porzuciła, zanim przestał ssać pierś; on bywa kapłanem, a ona kapłanką Wielkiej Bogini, i jeśli nawet nie oznaczają dla siebie wiele, przynajmniej nie są sobie obojętni. Położyła dłoń na jego pochylonej głowie i powiedziała: – bądź błogosławiony. 13 Królowa Morgause już dawno przestała żałować, że nie ma Wzroku. A mimo wszystko aż 2 razy w tych dniach opadających liści, kiedy wielkie czerwone drzewa stały nagie na lodowatym wietrze, który wiał nad Lothianem, śniła o swym przybranym synu Gwydionie oraz wcale nie była zdziwiona, gdy jeden ze służących doniósł jej, iż na drodze widziano jeźdźca. Gwydion miał na sobie dziwnie tkany płaszcz, szorstki i spięty kościaną zapinką, jakiej nigdy przedtem nie widziała, a kiedy chciała wziąć go w ramiona, odsunął się i skrzywił. – Nie, matko – objął ją wolnym ramieniem i wytłumaczył: – Dostałem ranę od miecza w Brytanii, nie, to nic groźnego – zapewnił. – Nie zropiała i być może nie będę miał nawet blizny, ale kiedy się jej dotknie, to wciąż mnie boli! – A więc walczyłeś w Brytanii? myślałam, że jesteś bezpieczny w Avalonie – powiedziała z wyrzutem, prowadząc go do sali i sadzając przy ogniu. – Nie mam dla ciebie południowego wina.. – Mam go już dość – odparł ze śmiechem. – należy jęczmienne piwo albo trochę tej h2o ognistej, jeśli posiadasz... z gorącą wodą i miodem, jeśli bywa. Zdrętwiałem od jazdy. – Pozwolił, by jedna z kobiet ściągnęła mu wysokie buty i płaszcz, i rozparł się komfortowo. – Jak świetnie tu być, matko. – Podniósł do ust parujący kubek i pił z przyjemnością. – oraz przybyłeś z tak daleka, jadąc w takim zimnie z raną? Czy to jakieś wielkie sprawy wymagające omówienia?